
„Mahatma Witkac” to, wbrew tytułowi, nie jest książka o Witkacym (wydana jest przed „Listami do żony”, więc odkryć w jego biografii tu nie ma). To książka o starych, schorowanych kobietach, które w większości nie dożyły jej pierwszego wydania (a drugie wydanie bardzo starannie przygotowane, tyle zdjęć!). O kobietach, których młodość należała do epoki dwudziestolecia, ich pięknej epoki. To wtedy namalował je niedoceniany i nierozumiany przez współczesnych Witkacy, domalowując przy okazji skrzydła albo wykrzywiając im twarze, tak, że się nie mogły – owe piękne damy – rozpoznać. A potem przyszło, to co przewidywał:
(…) na przykład wojnę, zagładę Europy, pewnego świata, w tym właśnie i ziemiańskiego. Nie wierzył zupełnie, że „jesteśmy silni, zwarci, gotowi” (s. 103).
Więc te obrazy, które malował, ginęły wraz z tamtą epoką w powstaniach, ofensywach i grabieżach. Zostawały tylko starzejące się coraz gwałtowniej owe kobiety z portretów, przerażone odmianą świata, zagładą ich dworków i ludową, chamiejącą Polską. Ta biedna Jadwiga z domu Unrug w mieszkanku na Kruczej (trudno zrozumieć, że tak się kończy historia zapisana w ich listach). Te, co przeżyły koniec świata.
(Dziś zdania o dwudziestoleciu i peerelu, mimo chęci części historyków, nie są tak jednoznaczne. „Mahatma Witkac” to świadectwo tych, którzy wraz z wojną i nowym ustrojem, utracili wszystko.)

2 Comments