Kawa wystygła w Ogrodzie Saskim. Nic dziwnego, stukał dzięcioł. Jak bardzo trzeba się teraz tulić, myślał, widząc jakąś parę na ławeczce koło fontanny (latem tam była fontanna), żeby poczuć ciepło.
Naszło mnie zapisywanie prozą, takie małe noworoczne postanowienie utrwalania. Bo przecież pisałbym ten dziennik, nawet gdyby nikt go nie czytał. Bo utrwalanie, ściślej unieśmiertelnianie, chodzi za mną od dzieciństwa. Może nie wpadłbym na ten pomysł teraz, gdyby nie stare dzienniki i żal, że po tylu zdarzeniach z ostatnich lat nie ma śladu: po spotkaniach, rozmowach, miejscach. Zapisywałem wszystko swoim własnym szyfrem na blogu a teraz nie mogę rozwikłać, i nie wiem, co było bardzo ważne, a co tylko trochę. (07.01.2015)