Wyciągają walizki z paszczy Centralnego. Tak bezradnie stoją w pół schodów ze swoimi plastikowymi samsonitami o grubych rysach, że pomogę. Dygają i powtarzają thank you, które brzmi zupełnie jak xièxieni.
Są tylko małym punkcikami z wielkimi bagażami, czekającymi na taksówkę. Jerozolimskie stoją w korku.
