Spodziewałem się olśnienia na miarę Munro. Tak sobie wyobrażałem, że to będzie taka Munro z Muranowa (bo pierwszy raz, zdaje się, brałem się za lekturę Chutnik).
No i nie była. Nie była odkrywcza, gęsiej skórki od narracji nie dostawałem. Czytałem szast-prast i po książce. Tylko na dłużej się zatrzymałem przy historii prostytutki z ulicy Poznańskiej, bo to było coś świeżego. Reszta to utarte narracyjne dróżki.
Ja w ogóle nie wierzę w to, że są książki dla kobiet i książki dla mężczyzn. Książki są dobre lub złe. Coraz częściej złe.