Dziennik z podróży do urzędu

Pomyślał, że to jakiś żart, w ten poniedziałek, kiedy padało, ba, nie padało – rżnęło deszczem. Przez trzy tygodnie nie widział deszczu, pomijając ten lekki, przyjemny, letni deszczyk w Agrygencie, kiedy zwiedzali greckie świątynie. Ale tu teraz, to nie był przyjemny deszczyk, na niebie rozpościerał się szarawy kożuch. Lało zimno i nieprzyjemnie. Kraj smutnego klimatu.

Wszedł po schodach na plac. Próbował się jakoś ratować kawą na rogu, uśmiechem (wymuszonym czy nie – wszystko jedno) barmanek pytających: Czy coś jeszcze? Ale chwilę potem już siedział za biurkiem przekonany, że nie ma ratunku.

Dla pocieszenia naszkicował kolejny plan podróży na tę samą Wyspę.

Dodaj komentarz