Prośba, żeby mnie A. zaprowadziła do bardziej heteryckiego sklepu niż c. nie miała nic wspólnego z nietolerancją. Po prostu dziwnie się czuję czytając książkę o wściekle błękitnej okładce w sklepie, w którym wszyscy, bez względu na płeć, z zachwytem obmacują wieszaki.
W ten sposób razem z Pilchem (to jego dziennik taki niebieski) trafiliśmy na dział obuwniczy do z. Tu przynajmniej inni mężczyźni wyglądali na znudzonych, chociaż nie było miękkich kanap, które kiedyś tak pozytywnie wyróżniały ten sklep w rankingach bibliofilów.

1 Comment