Marlene to raczej nie. Wpatrując się w fotografie Audrey, powtarzam to z coraz większym przekonaniem. Jednocześnie książka o Marlene od razu mnie zauroczyła. (W dzieciństwie moją ulubioną lekturą był „Słownik mitów i tradycji kultury” Kopalińskiego, Marlena Dietrich do tych mitów od dawna przynależy).
Te oszczędne zdania, relacje, fragmenty nie stanowią biografii, raczej taki krótki słownik mitów o Marlenie. Podoba mi się bardzo to, że jest to zapis. Czysty tekst pozbawiony emocjonalnych wynurzeń autorki.
(A przecież „Sag mir, wo die Blumen sind” to jedna z nielicznych piosenek, która wzrusza od razu i mnie, i A. Podobnie jak – przynajmniej w moim przypadku – poznana dzięki książce „Mutter, hast du mir vergeben?”, zresztą autorstwa Czesława Niemena.)
Przypominają mi się znowu targi staroci. Cudze historie, opowieści, przedmioty, wystawione na sprzedaż portrety wnucząt i slajdy z wakacji. Marlena Dietrich ma dużo szczęścia, że jej życie zostało skatalogowane i zdeponowane w archiwach oraz magazynach kraju związkowego Berlin. Ta pedanteria w przechowywaniu rzeczywistości zapewne bardzo by jej się spodobała.

1 Comment