Lutowe (odc. 4)

Dostałem od A. książkę. Nigdy o niej nie rozmawialiśmy. Nigdy nie słuchałem Patti Smith. Ale wystarczyły pierwsze zdania, żebym już wiedział, że chcę czytać, i to bardzo. Zresztą, drogie Czytelniczki, drodzy Czytelnicy:

Dużo powiedziano o Robercie, a usłyszymy jeszcze więcej.

Czułością-pisanie, czułopisanie, rozczulające pisanie. Już ta opowieść o śmierci przyjaciółki z dzieciństwa, ta, którą Patti powtarzała Robertowi, już ona spowodowała, iż autor bloga uległ wzruszeniu w drodze z lidla.

Brooklyn. Oglądam Brooklyn na jednym z ulubionych blogów. I teraz w „Poniedziałkowych dzieciach” znowu on. Kiedy wreszcie tam pojadę pomyślę, że to déjà vu.

Zanurzam się w fascynującym Nowym Jorku (nadal rozczulająca narracja) i nagle odkrywam: oni mają po dwadzieścia trzy lata. Całe życie przed nimi. A ja o dziesięć więcej i nie napiszę książki.

Salvador Dali w holu Hotelu Chelsea. Allen Ginsberg kupujący kawę.

To była miłość. Wymykała się ta miłość naszym klasyfikacjom, które chcą widzieć stadia, etapy i że cię nie opuszczę aż do śmierci. To była miłość, która pozostawiała wolność, dając jednocześnie pewność, że jest, jesteś. Miłość, o której można pisać tylko z czułością: pozwalająca być sobą.

Właściwie, tak naprawdę, ta książka też jest opowieścią o dzieciństwie.

Ulubiona.

2 Comments

Dodaj komentarz