
To był dzień pogrzebu, czerwiec.
Już na zawsze będzie siedzieć w tej kawiarni Lublinianki, właściwie Grand Hotelu, na rogu Kołłątaja i Krakowskiego, ćmić papierosy jak wtedy, w czerwcu. My na zawsze będziemy w słońcu przechodzili mimo, idąc w kierunku drzew na horyzoncie Racławickich. Umarli pozostają tylko w obrazkach. Jedyna w nich pewność, że kiedyś istnieli.