Z podróży przywoziliśmy zwykle ładnie wydane karty
jak piatniki z Wiednia.
Kiedy przychodziliśmy oni siedzieli we czworo
przy kwadratowym stole, w zapachu kawy i papierosów.
Lampa nad nimi: To my już pójdziemy – zrywali się od gry.
Babcia otwierała balkon. Przestawało pachnieć.
Staram się przypominać sobie więcej,
przegrywając z nokią w pasjansa.