Lubię odkrywać przyjemne narracje. Jak ta.
Chociaż z natury nie czytam wpisów na blogach wykraczających poza printskrina, zrobiłem ostatnio wyjątek. Z braku laku usiadłem i zacząłem pochłaniać. Od razu zrobiło mi się dobrze.
Może fabuła czasem zbyt telenowelowata, ale słuch językowy autorki mają niesamowity. Czytanie wciąga, podobnie jak wciąga Musierowicz, tyle że to odcinki bardziej dla dorosłych. Przede wszystkim nie razi sztucznością jak wysublimowane narracje ze stajni Ha!artu, nie zmienia się też w harlekina.
Może nie jest to materiał na bestseller, ale na wakacyjne czytadło doskonałe. (Gdybym był Pilchem odkrywającym Masłowską, ale cóż, jestem tylko prostym autorem bloga).