Czytane biografie dzielę teraz na epoki: przed Franaszkiem i po Franaszku. Człowiek czyta i czepia się teraz mniej udanych fraz, brakuje mu tej werwy z jaką autor powinien podchodzić do fabuły, to jest do cudzego życia.
Na przykład cytaty. Niby można ułożyć książkę z cytatów, ale brakuje w niej mięsa, narracji Pana Franaszkowej.
Oto ja, autor, Dariusz Michalski, jestem wszechwiedzący. Oto osądzam inne filmy i książki, i odkrywam prawdę. Odkrywam, bo rozmawiałem, czytałem, widziałem.
Ech. Trudno się czyta książki autorstwa posiadaczy prawdy. (Zwłaszcza, że redaktor też do niej tylko zerknął. Jak inaczej wyjaśnić powtórzenia cytatów tu i ówdzie?)