Do Sieny wybraliśmy się w czwartek przez pomyłkę (rozkład uwzględniał przesiadki, a my nie).
Jeśli Florencja uzurpuje sobie bycie elegancką, Siena jest dyskretnie urocza. Tutaj dopiero syndrom Stendhala: tyle piękna do zapamiętania. Siena jest wyciszona, w Sienie możesz odetchnąć.
Gubiliśmy się w uliczkach bez mapy (wybraliśmy się przecież przez pomyłkę), prowadziła nas intuicja i to, co zapamiętane z lektur. Posmak nieba jak w Asyżu.
Pamiętałem – za Vasarim i wszystkimi jego przepisującymi – że w Duomo najpiękniejsza jest posadzka. Wolałem patrzeć w niebo: sufit.
Dodaj do ulubionych: oratorium św. Katarzyny – szukanie śladów świętych w ich zwyczajności, a nie w świętych głowach i w świętych palcach. Podobnie jak niezwykła cela św. Benedykta w Rzymie i więzienie mamertyńskie tamże; Biblioteka Piccolominich – narcyzm polityczny przed wiekami przynajmniej kwitł pięknie a dziś tylko papierowo; freski Lorenzettiego w Palazzo Publico – bardziej niż święci, poruszała mnie polityka. „Dobre rządzenie” i kwitnąca Siena jako arcydzieło propagandy władzy.
(Coraz gorzej fotografuję.)
