W ostatni festiwalowy wieczór autor bloga wybierał filmy. Nie ma na kogo, wobec tego, zrzucać winy.
„Samotną wyspę” oglądało się z dużą przyjemnością (kanaryjskie krajobrazy, zdjęcia, muzyka), tyle, że jakiś po niej taki niesmak pozostawał. Główni bohaterowie cierpią na schizofrenię. Ich motywy uzależnione od pigułek. Cienka granica między zaśmiewaniem się a naśmiewaniem się (2,0/3,0).
„Moskitiera” irytowała. Irytowała od sceny pierwszej do ostatniej. Autor bloga uważa, że to radykalny atak na zachodnią, wyzwoloną kobiecość (przeciwstawioną kobiecości tradycyjnej i czystej, pielęgnowanej przez latynoską migrantkę: nieskażonej poradnikami wychowania dzieci, przeliczaniem uczuć na pieniądze, szukaniem ucieczki do przyjemności). A. się nie zgadza, twierdząc, że to współcześni mężczyźni sin cojones są wszystkiemu w filmie winni. Oboje się zgadzamy, że to film o upadku języka dla wyrażania uczuć (2,5/2,0).