Przepis na bożonarodzeniowy film nie jest szczególnie wyszukany. Fabuła może trącić naiwnością, ważne by niosła spory ładunek emocjonalny, stąd ckliwość i wzruszenie to elementy niezbędne, podobnie jak zdjęcia graniczące z kiczem oraz obowiązkowa kolęda, pastorałka lub inny song o Christmas.
„W drodze do domu” poza tym, że spełnia wszystkie (zorza polarna!) powyższe warunki (a piosenka Marii Meny należy do najpiękniejszych okołoświątecznych ballad; niestety sony zły zablokował ją na jutjubie), ma w sobie sporo skandynawskiego dystansu i melancholii. Smutny film.
Wątek snajpera nieprawdopodobny (dosłownie i w przenośni), ale chwyta i to mocno, najbardziej chyba (cała masa refleksji od czysto bałkańskich do filozoficznych).
(3,0/3,5)