W niedzielę były wybory, trudne wybory. Do pewnej pani z Szanghaju po pięćdziesięciu latach rozłąki przyjechał namiętny kochanek z Tajwanu. Oboje nie byli już młodzi, pani z Szanghaju od pięćdziesięciu lat miała skromnego, chociaż mniej namiętnego męża, dzieci i wnuki. Teraz miała do wyboru: zostawić to wszystko i spełnić swoje pięćdziesięcioletnie marzenia, czy zestarzeć się jak zwykle w szanghajskim wieżowcu. Czym jest miłość: wspomnieniem namiętności czy codzienną zwyczajnością.
Wokół tych wyborów niezwykle ciepłe barwy kuchennych ingrediencji a nad nimi pochmurność bezdusznych biurowców. W sumie ten wybór: grecka tragedia w Szanghaju. Razem i osobno.
(4,0/4,5)