Staliśmy na Anielewicza (tfu, w bohaterskim mieście taka niepolska nazwa).
Pogoda przymroźna a on już osiem minut spóźniony.
Pewnie go na Krakowskim meistersingerzy z Norymbergi, ci z pochodniami, porwali, skradli.
Przyjechał, a tu Polacy jadą.
Pani naprzeciw o rychłą kanonizację Pana P. się modli. Przed Twe ołtarze. Na jej kartce orła cień.
No to co ja?
No to ja wynocha. Z tego sto osiemdziesiąt, z tej Polski.