(Na marginesie książki o klątwie, naszła mnie refleksja dotycząca wyborów prezydenckich.)
Najważniejszy mit Słowian, utrwalony w kulturze ludowej dotyczy walki Peruna z Welesem, bóstwem chtonicznym. Cytując za Engelking (s.176) Tomickiego: mityczna walka piorunowładcy z Diabłem/Smokiem była w świadomości ludowej precedensem dla wielu wydarzeń, dziejących się na co dzień w różnych sferach.
W dzisiejszej świadomości ludowej istnieje dwóch kandydatów do najwyższego urzędu w państwie. Jeden, opisywany jest jako Polak, prawy, dobry, doświadczony przez los, ba osierocony (Hiob?), reprezentujący element – powiedziałbym – boski (oglądałem dziś rano publiczną telewizję, więc wiem, o czym piszę), co więcej wsparty autorytetem licznych proboszczów i wikarych. Ten drugi przedstawiany jest jako obcy, uzurpator, uczestnik spisku przeciwko pochodzącej od Boga władzy (bo przecież to nie była katastrofa, tylko spisek).
Teza autora bloga: poprzez niezwykłość zdarzenia i rozbudzone emocje, te wybory przestają być wydarzeniem politycznym, a zaczynają się wpisywać w odwieczny schemat walki dwóch sił. Stają się wydarzeniem w świadomości ludowej (jako „lud” określiłbym część społeczeństwa, której specyfiką jest kultywowanie pobożności typu ludowego) uświęconym. Perun-Kaczyński reprezentujący element niebiański (patriotyzm, katolicyzm, rodzina, honor) staje do boju z Welesem-Komorowskim – bohaterem pozbawionym powyższych wartości (ergo zdradzieckim i bezbożnym).
(Oczywiście, w rozumieniu drugiej części społeczeństwa, walka jest taka sama, tyle, że bohaterowie zamienili się rolami. Perun symbolizuje modernizację, wartości demokracji zachodniej itp., a Weles – całą zabłoconą tradycję sarmacką, nacjonalistyczną, zaściankową. W tym wypadku jednak, rola proboszczów i wikarych jest nieporównywalnie mniejsza.)