Okazało się, że tam nie ma autobusów, a także chodników. Padał deszcz. Oni piesi, przypadek wyjątkowy, do odnotowania. Trzeba wrócić do domu, coś zjeść, suszyć mokre ubrania.
Zza zakrętu samochody z szybkością dużą na godzinę. Motory na trzeciego, skutery – poboczem. Jasne, wilcze ślepia marki philips. Oni piesi, czerwony kapturek.
Kiedy wreszcie dotarli na tańczących łydkach, już nieważne: zielone, czerwone. Brum w ich głowach musieli zapić winem. Oni piesi, ono – miasto, motor, maszyna.