A. chciała wychodzić w środku filmu. Rzeczywiście, którąś już minutę oglądaliśmy ludzi zachowujących się jak zwierzęta. Zbliżenia fizjologii i anatomii.
Przy tym (to już moje votum separatum) perfekcyjne opanowanie obrazu, zdjęcia, które nie potrzebują żadnych dopowiedzeń, skupienie się na osobie.
Długa scena rozmowy. Jak nad Wisłą? Czy lepiej iść jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec, czy usiąść do rozmów i starać się od początku budować domy nasze? Czy lepiej umrzeć wolnym, czy przeżyć zniewolonym? Gdzie sięga odwaga, a gdzie zaczyna się szaleństwo?
Relatywizm historii: czy ten bezlitosny głos w tle to na pewno ta sama dobra pani Thatcher, która kupowała grzybki w Hali Mirowskiej?
(1,0/5,0)