Na nabrzeże wyszliśmy brodząc w zapadającym nad Wenecją zmierzchu. Naprzeciw nas pojawił się okręt Giudecci oświetlony na burcie szeregiem latarni. Między nami a nim tłum. Łódki, tramwaje wodne, statki wycieczkowe z kolacją, promy na Lido. Nabrzeże bezludne. Tylko my, woda i mur.
(Tabliczka. To o tym miejscu właśnie pisał. Nabrzeże nieuleczalnie chorych.)