Świat uczuć w Wielkim Mieście (niekoniecznie w tym, konkretnym wielkim mieście) tak dziś się zagmatwał, że ludzie trafiają bądź na kozetkę u psychoterapeuty, bądź wprost do prokuratora (inna sprawa, że niektórzy mieszkańcy Wielkiego Miasta psychoterapeuty lub prokuratora mogą pilnie potrzebować).
Świat uczuć w „Gigante” jest zupełnie inny, taki staromodny. Zakochanie to zakochanie, rządzi się własnymi irracjonalnymi zasadami, miłość to szaleństwo, uczucia zaburzają znany od miesięcy rytm dnia. I nikt nie wzywa z tego powodu psychoterapeuty lub prokuratora (w Wielkim Mieście fabuła po połowie filmu stałaby się dramatem sądowym).
(Nie wybaczyłbym reżyserowi innego zakończenia).
(4,0/4,5)