Szliśmy na pasterkę. Nie, śnieg nie padał. Po całkiem ładnym dniu mżyło. Nie śpiewaliśmy kolęd, na wieczerzę była wątróbka drobiowa, a nie karp. W końcu na początku lutego karp nie jest tak łatwo dostępny. Ale pasterka w pewnym sensie odbyła się. Było bardziej metafizycznie niż na niejednym kazaniu i bardziej uroczyście niż w niejednym kościele. Zelenka reżyserował, Kaczmarek napisał muzykę.
Nie wiedzieliśmy, czy to jeszcze kino, czy już tylko teatr. Jakkolwiek, w doskonałym i dopracowanym wykonaniu bez fałszywej nuty.