To nie był zbyt szczęśliwy dzień, podobnie jak poprzedni i jeszcze kilka innych, podobnie jak dzisiejszy. Sam nie wiedział dlaczego. Oglądać jeszcze filmy o cudzym szczęściu? Problem w tym, że łatwiej zrobić dobry film o nieszczęściu niż dobry film o szczęściu. Całe szczęście przynajmniej jeden z filmów chwilowo uszczęśliwiał.
„Młode wino” to bukolika: wsi spokojna, wsi wesoła. Morawy jawią się sielankowe jak Toskania, a Tereza Voříšková jako lepsze wcielenie Liv Tyler. Krajobrazy są kojące, światło intensywne, winogrona słodkawe. Zło jest śmieszne i malutkie, dobro zwycięża (troszkę goryczki być musi, bo film jest czeski). Miasto stołeczne daleko, miłość na wyciągnięcie ręki. Bardzo bardzo pociągająca i bliska mi wizja. Aż chce się oglądać. (Film może nie ambitny, ale przyjemny).
W przeciwieństwie do tego „Happy-go-lucky”, film o dziewczynie z ADHD w wielkim mieście, męczy i nuży. Męczy wielkie miasto, ale najbardziej męczy dydaktyczne przesłanie (Dlaczego nie wszyscy są szczęśliwi? Czy ty jesteś szczęśliwy? Jakie było twoje dzieciństwo?). Jednak za kinem angielskim nie przepadam, więc nawet gdyby brakło prześmiesznych epizodów (a trzeba przyznać: nie braknie), nie czułbym się rozczarowany.