Pierwsi wsiedli na Gdańskim. Bezbłędnie wyławiali z tłumu osoby bez nalepek. Ich zmiennicy pojawili się na Świętokrzyskiej: dla pewności jeszcze raz przesłuchali pasażerów. Na Politechnice nie podszedłem do bankomatu: czyhała przy nim dziewczyna, z wyrazem „Da pieniążka, da!” na ustach. Na przejściu przy placu Unii polowanie na przechodniów. Wreszcie poddaliśmy się. Czerwona naklejka pod lwem z kina „Moskwa” zapewniła nam nietykalność do końca wieczoru.
(Nie, żebym był przeciw. Mnie instynkt stadny nieco irytuje.)