Po pierwsze: nigdy nie widziałem takiego tłumu na ulicy Nowogrodzkiej (ponieważ zwykle nie chodzę nią wieczorami).
Po drugie: po spektaklu każdemu widzowi wręczano pudełeczko ręcznie robionych wedlowskich pralinek, a że uwielbieniem fanatycznym darzę ręcznie robione wedlowskie pralinki, jakakolwiek recenzja traci na obiektywizmie.
Był to triumf materii nad duchem (dosłownie i w przenośni) oraz formy nad treścią. Fragmenty miało zgrabne (dosłownie i w przenośni, zwłaszcza w drugim akcie), melodie czasem chwytliwe, teksty – niezbyt. Przewidywalność akcji dość znaczna. Czekoladki wyśmienite.