Obejrzeć go dzisiaj, to była potrzeba chwili.
Film z całą pewnością nie był doskonały, ale satyrą na władzę był doskonałą. Świetnie pokazywał skąd się biorą Jarosławowie, Przemysławowie, Andrzeje. Skąd się biorą, a zwłaszcza kim stają się potem. (Wcale też, w naszych krajowych warunkach, humor tego filmu nie wydawał się absurdalny.)
(Jakoś też mi się ta opowiastka pogodna, stanowczo niepoprawna politycznie z wierszykiem Boya skojarzyła, o tym, że „gdy się człowiek robi starszy, wszystko w nim po trochu parszy – wieje”)
(Dla biurokratów, pozycja obowiązkowa w repertuarze).