To był moment. Weszliśmy do księgarni i po chwili już dźwigaliśmy pokaźne pudło małych i dużych książek. To była tania książka: rachunek za pełne pudło wyniósł 140 złotych. Pachniało farbą drukarską i papierem. Czuliśmy się dumni: przynajmniej w tej dziedzinie poprawialiśmy krajową statystykę.
„Prima aprilis” przypomina film „Odgrobadogroba” swoim surrealizmem i balansowaniem na granicy światów i zaświatów. Akcja jest wartka, idealna wprost na scenariusz kolejnego filmu o przekleństwie Bałkanów. Bohatera nie da się lubić, nawet w wersji pośmiertnej.
(Skończyłem przed dziewiątą w tramwaju. Przed dziewiątą. Czytaj: spóźniłem się do pracy).
