Miał być lukrowano-cukierkowy – tytuł na to wskazywał (cóż, pomyślałem dobry sen w miękkich fotelach kina z fontanną przed frontonem był miłą perspektywą).
Od pierwszej nuty (to nie pomyłka, drodzy korektorzy!) zaskoczył mnie. Obraz wprawdzie karmelkowy (jak w funkcji „warm” w moim aparacie fotograficznym), ale co za obraz.
(Wszyscy pisali o wątkach feministycznych, więc je na przekór pominę). Kolejny film o mieście, które jest magiczne i które, do końca nie wiadomo, tworem widzialnym jest czy bytem wyobrażonym. Zresztą dedykacja dla miasta („mojemu Bejrutowi”) wszystko chyba wyjaśnia.
Dodam, że oka nie zmrużyłem przez dziewięćdziesiąt pięć minut.