podczas wiosennych porządków znalazłem wśród szpargałów stary zeszyt. był to dziennik studenta pierwszego roku, który właśnie opuścił swe ulubione rodzinne miasto i przyjechał na studia do stolicy. nieco zagubiony był to człowiek, targany uczuciowymi rozterkami. miasto, które opuścił kojarzyło mu się ze szczęśliwą zaprzeszłą jesienią. w mieście ucieczki szukał ciepła. maniakalnie chodził do kina i zapisywał to, co widział. jakby wolał żyć cudzym życiem niż własnym. zbierał bilety kolejowe z domu i do domu. (bardzo interesująca kolekcja wskazująca na miarowy wzrost cen biletów kolejowych). wciąż starał się napisać ten sam wiersz. tak jakby co kilka wieczorów siadał i usiłował odczytać go na nowo i przepisać go na nowo, na nowo siebie zrozumieć. incipit brzmiał tak: w te noce, w które wracamy. pocieszny dziennik. ów student straszliwie niedojrzałym się wydaje. tak jakby jeszcze nie przeczuwał, że w tym obcym mieście przyjdzie mu żyć. że zapełniał kartki imieniem swojej przyszłej żony.