kiedy w supermarkecie po obejrzeniu czekoladek w hostyjki, torebek z Chrystusem, biblii bardzo pauperum, dotarłem do eucharystycznego karaoke, zrozumiałem, że jest bardzo źle. Że bardzo coś ważnego nam się zgubiło. Może właśnie w carrefourze i empiku na wiosnę dwa tysiące ósmego umarł Bóg? (właściwie to chyba i tak nie chodzi w tym wszystkim o Boga, tylko o jakąś bozię).
A tymczasem umyka nam prawdziwy sens religii. Sens chrześcijaństwa, które zachwycające jest i smakowite, bo pozwala wolnemu człowiekowi szukać Boga i zachwycić się nim. I zachwycić się również drugim człowiekiem.
(Najpierw pięćdziesiątnica, święto zupełnie zapomniane: w tej wiośnie jak ogień czerwone ornaty. na freta kazanie jakby do mnie. Potem niedziela Trójcy. Światło tajemnicy. Zza niezrozumiałych formuł wyłania się trzech aniołów pod dębem u Abrahama. Rublow. Harmonia sfer.)