(sobota)
- Park Tenbosch – jeden z bardziej urokliwych znanych mi parków. Położony na zboczu niewielkiego wzniesienia, zadbany i gęsty. Żółty z elementami czerwieni.
- Park Montjoie – nieco zaniedbany park ukryty między blokami. Uroku brak, flora nie zachwyca, fauny nie widziałem.
- Park Brugmann – pełen błota i gnijących liści, ścieżki trudni znaleźć. Skojarzył mi się z Saskim w rodzinnym mym mieście L. (tyle, że w Saskim nie rosną kasztany jadalne).<
- Park de Wolvendael – pięknie położony. Trwają w nim roboty prowadzone metodą polską: rozkopujemy, stawiamy płoty i czekamy, aż zrobi się cieplej.
- Bois de la Cambre – stanowczo przereklamowany. Fragment z jeziorem przypomina Pola Mokotowskie, lody niezbyt smaczne. Ktoś pomysłowy poprowadził przez park drogi szybkiego ruchu.
- Park Jadot – właściwie nie park, tylko zaniedbany plac zabaw, którego atrakcją jest 1 (słownie: jedna) koza.
- Park Albert II – spełni definicję parku w czasach Alberta (co najmniej) IV. U mnie na osiedlu w L. też są takie drzewka.
(niedziela)
- Park de Woluve – wyjątkowe zagęszczenie harcerzy na metr kwadratowy. Krajobraz przepiękny, ptaszki śpiewają, stawy zamulone.
- Park Parmentier – eks-park, zamieniony w części na osiedle apartamentowców. Obecnie dwa stawy, jedna ścieżka, kilka drzewek.
- Park Crousse – miejsce urocze na wzgórzu górującym nad okolicą. Ale nie wiem, czy chciałbym przebywać tam wieczorem.
- Park des Sources – trzeba dużej wyobraźni, by zaniedbane bagna oznaczać na mapie jako park. Idealny dla miłośników survivalu w kaloszach. Ale kiedyś było tam ładnie.