Późny sierpień
Późny sierpień. Wieczorne spacery. Jeszcze ciepło, ale po drodze zachód słońca, na Woli. Kończy się cierpliwość lata. Gruszka, dziczka, deszcz małych owoców zrzuca na Grzybowską.
Giorgio Morandi dla zaawansowanych
Morandiego poznałem dużo wcześniej, kiedy szukałem nastrojowej ilustracji na sezon smutku jesień-zima. Jego martwe natury były zaiste martwe. Brąz, beż, szarość, odrobina fioletu. W pustych butelkach i słoikach konserwował otchłań.
To, co wnosi warszawska wystawa, to wgląd w jego życie. Mieszkanie przy Via Fondazza 36 w Bolonii: łóżko i magazyn naczyń, z których komponował, coraz bardziej zatracając się w kształcie. Namalowane bukiety, które wręczał na imieniny siostrom, przedstawiające trwałe jedwabne kwiaty zamiast świeżych. Luneta, którą obserwował widok z okna wiejskiego domu: kolejne studia tego samego krajobrazu.
Morandi wydaje się wierzyć, że ze świata da się uratować tylko jego esencję: geometrię.

