dziennik podróżny 19/25

Cacela Velha, 14 lipca 2025 r.

Dziewiąta do Portugalii. Piąta do granic Starego Świata. Rozdział z Taviry

Książka o Portugalii

Za dziewiątym razem powinienem napisać już książkę o Portugalii. Opowiadałaby o rozkwicie i upadku pewnego rodzinnego hotelu, o ośle imieniem Malachiasz, o pływach oceanicznych i o pewnym supermarkecie w Aljezur.

Ale też o suszy gorętszej z roku na roku, o Hindusach, którzy pewnego roku zasiedlili wybrzeże, o starzejących się wioskach, o ekspansji sieci Aldi.

Jak się spodziewacie, i tak byłaby to przede wszystkim książka o mnie.

West Coast

Jesteście z West Coast. Jeździcie na West Coast? Bardzo kalifornijsko to brzmi, wiecie – surferzy, jogini, volkswagen T1, zimny Ocean. W ustach recepcjonisty pobrzmiewa podziw. Osiem razy na West Coast, Costa Vincentina, stara się wyszukać czegoś podobnego tutaj, na Southend.

Herdade

Dom, w którym mieszkamy, przypomina tutejsze stare wiejskie czworaki. Wchodzi się do dość ciemnego wysokiego pokoju, gdzieś w głębi jest sypialnia z wielkim łóżkiem. Brakuje tylko świętych obrazów. W mieszkaniu obok mieszka francuska dziewczynka, która śpiewa, gdy wracają z kolacji. W krzewach za oknem mieszka wilga.

W Cacela Velha

Osada – pomijając parking – składała się z użytkowanego do dzisiaj fortu, kościoła, w którym starsza pani sprzedawała matki boskie fatimskie w muszlach, kilku domów przy placu oraz dwóch cmentarzy. W tym nowszym, do którego zaszedłem, przez okna kaplic można było oglądać trumny niby na piętrowych łóżkach okryte białymi obrusami. Było w tym coś nierzeczywistego, zważywszy, że ścieżką obok schodzono do plaży.

Dawno temu, ale już po Fenicjanach, miasteczko nosiło nazwę Qast’alla Daraj i zamieszkiwało je dwóch arabskich poetów. Jeden z nich nazywał się Al-Abdari, o którym powiadają, że pisał kasydy ku czci miejscowych książąt.

(W ramach renowacji ulicom przytwierdzono tabliczki z imionami zacnych poetów tych i jeszcze innych, współczesnych).

Zegar bije na wpół do piątej. Wtedy obok kościoła zaczynają podawać ostrygi.

Powstawanie wysp

Z kaktusowego sadu – Uwaga! Kamelony! – nad Ocean szło się po mokrym piasku. Była godzina odpływu i łodzie stały w pustynnym krajobrazie. Po południu morze wracało, różne kolory nakładały się warstwami, plażowicze maszerowali wąską ścieżką brodu, targając swój dobytek: parasole, lodówki i siatki na muszle.

Na plaży

To zamieszanie, kiedy nadchodzą sprzedawcy pączków, tutaj nazywanych berlińskimi kulkami. Niosą je w pudełkach po bokach: z lewej – czekoladowe, z prawej – z kremem przypominającym kogel-mogel.

Zewsząd ich wyglądają, wstają, podbiegają.

Ocean pierwszy

Seledynowe ryby opływają moje kostki, szukając schronienia. Piasek przy przypływie unosi się jak tysiące małych atomowych grzybów.

Ze zdjęć niezrobionych

To jest jej pierwsze morze. Brodzi w ciepłym piasku. Podchodzi do łodzi i z ciekawością dotyka dziobu, potem układa się na burcie. Kuca koło Dziecka i wita kota, wszędzie jej pełno. Ta orzechowa dziewczynka, córka szczęśliwych rodziców.

2 Comments

Dodaj komentarz