dziennik 9/25

Edvard Steichen, Naparstnica, 1926, Whitney Museum of Art, Nowy Jork

Piszę smutno, a ty ze smutkiem czytasz

Luty coraz gorzej. Umierający papież (płakałbym może, gdyby nie wojna i gdybym nie przestał płakać po kościelnych hierarchów). Nad nami dwóch psychopatów ciągnie słomki. Znów jesteśmy nieważni. Cała wojna na nic. A nie mówiłem.

Przeglądam swoje wojenne dzienniki (na marginesie całkiem dobry zapis) i pośród relacji z dworca, opowieści uchodźczyń w naszej kuchni i żałobie po dziewczynce o imieniu F., odnajduję kawał pesymizmu (pisanego wbrew ekspertom):

nie wierzcie, że świat się dzieli na czas przed buczą i po buczy. śnieg się roztopi, zdjęcia podobnie: oswojony straszny widok przestaje przerażać. nie wierzcie też w sprawiedliwość: współczynnik osądzonych zbrodniarzy w stosunku do bezmiaru zbrodni pozostaje niski. jak również nie wierzcie, że to przypadek, wyjątek: albumy z sekretnych gabinetów wielu bibliotek zawierają podobne zdjęcia. nikt nic z nimi nie robi.

Jest nawet gorzej. Odwrócony język, ten, który śledziłem za poprzedniej władzy, jest teraz językiem mocarstwa. Winnych się uniewinnia, ofiary obwinia. Po prawej stronie pod czerwonymi czapeczkami z napisem MAKE WORLD VULNERABLE AGAIN nadal jeszcze mówią, że walczy o wartości (tak samo jak walczyli oni) i że dobrze tym Europejczykom, że im wprowadzi cła. Tylko, że to my jesteśmy ci obcy, Europejczycy.

Ksiądz w Pobożnie tymczasem: deklaracje przeciw demoralizacji są do pobrania w przedsionku.

Dodaj komentarz