Miniatury drezdeńskie

Rzeźnik
Jak ojciec, jak dziadek. Cała moja chwała: dobrze sprawiona świńska tusza. Więc nie wszystek umrę: na wieczność podniosę ostry tasak, co obkraja ze zbędnego tłuszczu harmonię żeberek. Takim mnie pamiętajcie (a także wspomnijcie moją małżonkę prowadzącą księgi).
Miast się modlić do nieobecnych bogów, pamiętajcie: biodrówkę, karkówkę, schab i polędwicę.
Mumie z późnego okresu
W późnym okresie hellenistycznym zachodzi zasadnicza zmiana. Oni, starożytni stają się podobnymi nam. Nie ma już znaków na ścianach i dziwnych zwierzęcogłowych bogów, jest niepewność zaklęć i pewność śmierci.
Mumie ze Starego Państwa są tylko eksponatami jak ważki, w które wbito szpilkę. A tutaj: tutaj leży młoda dziewczyna w wianku, ciało w całun, nasza siostra.
„Święta Rodzina” Mantegni
Niewiele się odzywał. Jeśli już to miewał nużące sny, po których należało iść w drogę albo z niej zawracać. Och, jak nie znosiła jego zrzędzenia i opowieści o fantastycznych aniołach, które z nim rozmawiały jak równy z równym.
Taki właśnie jest u Mantegni. Zamknięty w pół zdania: a nie mówiłem, że…

„Zwiastowanie” Benvenutiego
Zupełnie pozbawiona patosu. Dziewczyna z osiedla żuje gumę i czyta właśnie mangę. Ta dysharmonia kolan sugeruje, że ma wywalone na dzień dzisiejszy. W tej właśnie chwili, żeby zmieścić się w kadrze, niebezpiecznie blisko nadlatuje biały gołąb.
I nie ma złotych promieni, ani boskiego nasciturusa, który spływa z nieba. Długa droga przed Bogiem, żeby w takiej chwili powiedziała tak, zamiast powtarzać nie.
Ten drugi Vermeer
Owszem ten pierwszy łagodny: kompozycja pełna wdzięku, blado niebieskie światło. W oknie dziewczyna czyta list. Odmalowany amor już szykuje strzałę.
Ale to w drugim jest prawdziwe życie. Rubaszne przyśpiewki, brzęk rozbijanej karafki, miękka pierś i kac następnego ranka. Poezja i reportaż. Niefikcja, co wygrywa z fikcją.
Altmarkt
W sobotni poranek saska orkiestra dęta w historycznych mundurach wkracza na jarmark żywo grając kolędy. Mała dziewczynka na scenie zostaje królową pierników. Mieszają ciągle maszyny grzaniec z ajerkoniaku. Konie skaczą na karuzeli.
Drugi raz tu jestem i drugi raz widzę to samo przez prześwitujący pergamin: inną warstwę miasta. Pusty plac wśród ruin, ogromny stos, ciemne kłęby dymu.

„Wędrowiec nad morzem mgieł” C. D. Friedricha
Spotykamy się po raz drugi. O rok dojrzalsi, tak nam się wydaje. Być może za dużo myśleliśmy wówczas o katastrofach globalnych: ogniu, wodzie, ziemi, powietrzu. W abstrakcyjnym krajobrazie jawił się raczej jako metafora.
Tymczasem, oczekują na nas mini katastrofy. Jeśli coś cię ma dotknąć, to tutaj i teraz. Własność smutku i bólu jest indywidualna. Kuratorzy z Drezna podpisali szczyt, na którym stoi.
Romantycy
Cała ich ściana, ogromny fresk. Delikatne portrety, schludne rodziny z dziećmi, rumieńce na policzkach – wszyscy oczekują na to, żeby przeżyć.
Była to epoka bez pewności, zupełnie jak nasza, chociaż trzymali fason, tak jak my trzymamy. Uśmiechają się do malarza, niby my do selfie. Zapisani dokładnie w księgach: imię, nazwisko, data urodzin, data zgonu.

„Wojna” Otto Dixa
W tamtym czasie naszą religią była wojna. To jej mistrz Otton buduje ołtarz z mielonki i gazu bojowego, który wypełnia okopy. Mistrz Franz od niebieskich koni nie wyjdzie z nich nigdy.
Zaraz trzeba będzie wznosić kolejne ołtarze: ofiary całopalne, warkot styczniowego nieba. Raz rozpoczęta wojna nigdy się nie kończy – poucza ponuro meister z Gery.
Mleczarnia
Mleczarka jak z Vermeera za jeden euro nalewa maślanki, która jest tutaj niczym białe wino. Secesyjni turyści rozwierają palce: fał. Na Nowym Mieście mży i tak będzie do końca.
Podróż zimowa nigdy już biała.

1 Comment