dziennik podróżny 18/24

Letnia podróż do Be.

Igrzyska

Wyjechaliśmy po czwartej, żeglując autostradą na zachód (żeglowanie zamierzone, biorąc pod uwagę łódki na Sekwanie otwierające igrzyska poprzedniego wieczoru). I była to podróż szczęśliwa: rozmawialiśmy, zasypialiśmy, jedliśmy gdzieś w Lubuskim makmafiny. Przejaśniało się, padało, przejaśniało się. Stanowiliśmy reprezentacją olimpijską minionych czterech lat: ogrodów saskich, kaw w niegdyś ulubionej kawiarni, archiwalnych wiadomości, które Mark zdecydował się mi oddać.

Od trzech godzin

Wyspa

To w Alte dziewięć lat temu przeszło mi oczarowanie impresjonizmem a opanował zachwyt nad ekspresjonizmem. Dokładnie pamiętam, który to obraz: „Sąd Parysa” Otto Muellera.

Teraz kolejka kątami prostymi na kształt węża w starej nokii oczekuje pod dedykacją „Niemieckiej sztuce”. Stoimy tak od trzech godzin (głównie stoi A., bo przeciwdeszczowa), deszcz, nie deszcz, aż pod koniec chcemy z szarego pyłu umyć Prometeusza z przedsionka, obłapianego przez Okeanidy.

Spogląda w otchłań

Caspar David Friedrich, odsłona druga

Caspar David Friedrich nie jest tutaj prorokiem katastrofy. Berlińscy kuratorzy chcieli go uczynić zupełnie zwyczajnym romantycznym malarzem, takim którego – podobnie jak tabuny innych – można analizować poprzez techniki, sposoby i style. Jakby pozbawiony „Wędrowca nad morzem mgieł” (pozostał w Hamburgu), tego pesymistycznego odpowiednika „Wolności wiodącej lud na barykady”, tracił swój głos.

Nie traci. Gdy dobrze się przyjrzeć, „Niekończące się krajobrazy” – taki tytuł nadano berlińskiej odsłonie CDF – są właściwie pozbawione ludzi: to świat bez nas, a może i po nas. Zdarzyło się. „Mnich nad brzegiem morza” spogląda w otchłań. Dopiero w podczerwieni widać przemalowania: otchłań zapełniają wraki okrętów.

Do wieży

Że się jest ponadto, w tej kuli na szczycie, w najpiękniejszym budynku miasta, niebiańskim oku, które podpatruje wszędzie. Na jej betonowe korzenie wdrapują się dzieci kolorowe jak z enerdowskich obrazków o powszechnej szczęśliwości ludów. Szkoda tylko, mówię jak już zjechaliśmy, że nie korzystaliśmy z wodospadu: toalety na dwustu trzech metrach.

Jesień w Berlinie Zachodnim

Zawsze uwielbiałem tę ulicę i dziwiłem się, jakim sposobem Jo., która mieszkała nieopodal, nie podzielała mego zachwytu, darząc ją raczej nieufnością. Należała do starego kwartału Zachodniego Berlina, który ostał się bez szwanku w ostatniej wojnie, chociaż to niesprawiedliwe, niepowalony przez żadnego z aliantów. Uliczka z historyzującymi kamienicami prowadząca do weimarskiej kolonii artystów zupełnie nienaruszona, podczas gdy inne dużo mniej winne miasta zamieniały się w zgliszcza i morza ruin. Tymczasem tu filateliści mieli od zawsze swój sklep: przez lata w albumach poczesne miejsce zajmowała seria całostek z pewnym wąsatym mężczyzną, tudzież rzadkie wydania z Generalnej Guberni oraz rozmaitych poczt polowych aż po Stalingrad i Łuk Kurski. Samochody poruszały się leniwie z maksymalną prędkością trzydziestu kilometrów na godzinę i dały się wyprzedzać rowerzystom.

Właśnie na tej spokojnej uliczce nadeszła jesień. Wieczór był wilgotny. Drzewa brązowiały, liście kasztanowców w kałużach pachniały wrześniem, albo nawet i październikiem.

Dworek nad jeziorem

Wannsee

Dworek nad jeziorem. Z pomostu dojrzysz łazienki kąpielowe i plażę. W ogrodzie róże i warzywniak (właściciel, Liebermann, był autorem płótna z grządkami kapusty). Boczne uliczki wypełnione naczepami na łodzie. Nastrój letni, choć tropikalna zlewa. Parę domów dalej, tamten dom nie ma lekkości willi Liebermannów, piętnastu mężczyzn decyduje o Zagładzie narodu. Delikatne falowanie jeziora. Wilgi wołają zofijo-zofijo!

Roznegliżowane panie

Modigliani

(Po siedmiu latach nas pięcioro ogląda znowu Modiglianiego).

Więc pokazujesz Dziecku bezwstydnie roznegliżowane panie. Kręcą się włosy łonowe. Mdleją paryscy marszandowie, Mark zablokuje nawet posta (niemoralność i złe prowadzenie się użytkowników najczęstszą przyczyną blokad). To nic, że Dziecko woli higrometry.

Gruźliczy kaszel, kiedy wraca znad ciepłej lazurowej wody. Hej, w tym sezonie śmierci hiszpanka, nie tuberkuloza.

I pod aktami ta rozmowa: penisy rzymskie są znacząco większe od penisów greckich (czego nas uczy Museuminsel).

Tymczasem Dziecko w innych salach odkrywa impresjonistów.

Dodaj komentarz