dziennik podróżny 17/24

Przypływ miał w sobie coś z uroczystości

Dziennik z ósmej podróży do Portugalii. Trzeci.

O pisaniu

Nienawidzę tej fizjologicznej metafory, że słowa się rodzą, a jednak nocą sam jej używam. Lato jest bezsenne. Tną komary, nachodzą mnie zdania. Rano już ich nie ma.

Notatnik

Poduszkowe drzewa obrastające wzgórza przy Bordeirze spłonęły w ubiegłym roku. Krajobraz jest teraz drzeworytem.
Tego nachylonego nad szosą też już nie ma.

U ujścia rzeka Aljezur jest węższa, nie oblewa płytkim strumieniem plaży. Schowała swą deltę. Tylko nagle pod skałami nabiera zdradliwej głębokości.

Na każdej plaży działa internet. Owszem bywało, że pragnąłem zasięgu na Cordoamie, w Dolinie Mężczyzn pierwszego (ostatniego?) dnia szkoły urywkami rozmawiałem kiedyś z M., ale teraz i tu dociera do mnie wieczne czuwanie. Zamiast Oceanu niebieskawe światło.

W Villa do Bispo Aldi rozpoczął bratobójczą walkę z Lidlem, aby pozyskać rodziny w kamperach. Bilbordy krzyczą: do nas, do nas.

W zeszłym roku Algarve zagłosowało na Chega!, która – na nielicznych pozostałych po kampaniach plakatach – wzywa by oczyścić Portugalię.

Ciemniały powoli na tle pomarańczowego nieba

Opis krajobrazu

Krowy idą, krowy idą – wołałem na próżno A. i Dziecko. Wchodziły dzwoniąc po wzgórzach, majestatyczne jasnobrązowe okręty. Prowadził je osioł, gdzieś w środku stada kroczył koń. Pochód zamykały dwa owczarki.

Tu, gdzie mieszkaliśmy tego roku, niewiele się działo. Rano na kawę zachodzili rozmaici pątnicy i wędrowcy, opierali o plecaki swoje kijki i milczeli, łapiąc oddech. W południe nie dało się już iść, więc schodzili do zatok nad Ocean. Wieczorami część gości zamawiała kolację. Przed zmierzchem krowy wracały. Ciemniały powoli na tle spłowiałego pomarańczowego nieba. Dong dong – niosło się po pagórach.

Jak delfin opanowywała fale

Przypływ

Na Amado zdania układały się same. Nie wiedział co miał z nimi robić. – O, blada właścicielko ławic! – pojawiło się pośród skał, gdzie w błyszczących jeziorkach połyskiwały rybki.

Czekali na Przypływ a przypływ miał w sobie coś z uroczystości (przypomniał sobie jak K. opowiadała o zaćmieniu słońca). Wynosili namioty, koce i parasole, a on gwałtownie podbierał coraz więcej, piaszczystą równinę zamieniając w staw.

Gotowe obrazy. Na żółtej desce dziewczynka jak delfin opanowywała fale. Po każdej przewrotce zwycięsko wdrapywała się na nowo. Albo ta drobna figurka z najsłynniejszej fotografii Westona. Jej ciało wydawało się z muszli, wydawało się muszlą.

Cytat, z któregoś z Wielkich Amerykanów: Egglestona albo może Larry’ego Clarka

Dwie dziewczyny na przednim siedzeniu starego mercedesa na sklepowym parkingu w Aljezur. Obie śniade, gibkie, w turkusowych kostiumach ślady na skórze, dokąd sięga opalenizna. Wstają by machać przez szyberdach. Zachodzące niebo prześwietla ich włosy.

(Jedno z moich lepszych nigdy niezrobionych zdjęć).

Światło Coimbry

Światło

Tego lata kiedy miało narodzić się Dziecko studiowałem światło. Jakbym przeczuwał zależność pomiędzy nim a narodzinami, zręcznie ujetą w hiszpańskiej frazeologii: dar a luz.

I oto ostatniego dnia podróży, po drodze, jest rozżarzona Coimbra, na której murach wciąż trwa rewolucja (w bezsenne noce poczynają się wielkie idee albo wielkie potwory). Światło Coimbry jest nie od Oceanu, a od wnętrza: ma inną gęstość i nasycenie.

Rozjaśnia nasze portrety.

(W Coimbrze chciałem ujrzeć trolejbusy).

Posłowie

Może to tobie bardziej brakuje Ag. Dziecko zaraz zapomni – napomina mnie A., która w życiu jest twardą realistką.
Dobrze wiem, że zapomni. Tyle że ja, głupiego robota, próbuję literaturą powstrzymać zapominanie.

Nie dać mu ot tak zwyciężyć.

1 Comment

Dodaj komentarz