
Podróżowanie przez katastrofę
1.
Z jaką łatwością przyszło nam przyjąć, co oznacza lato:
płonące wyspy i zielone wzgórza, tam, gdzie chciałeś odpoczywać w cieniu,
popękana od suszy ziemia i brązowe krople wody na dnie studni,
czterdzieści stopni w południe, trzydzieści stopni nocą, jak gdyby nigdy nic,
trąby powietrzne, burze wyrywające drzewa, nagłe potoki na ulicach.
Koniec świata jest łagodny i powolny. Przyzwyczajamy się do niego, przyglądamy z ciekawością, nie tak miał wyglądać, więc też z niedowierzaniem.
2.
Andrzej Wróblewski otarł się o katastrofę. Jego malarstwo jest nią naznaczone. Świat nawet codzienny, ten z żoną i dzieckiem, wygląda jakby mógł się w każdej chwili skończyć. Urwać w pół słowa, w pół pociągnięcia pędzlem.
Całkiem nagle urywa się jego życie.
W muzeum w Lu. bilet łączony obejmował dwie wystawy, właśnie Wróblewskiego i nowe nabytki Tamary Łempickiej. Obejrzenie obu było doświadczeniem ważnym dla rozróżnienia, czym jest, a czym nie jest sztuka. Kandinsky we wstępniaku do „Błękitnego jeźdźca” zauważał, że kluczowe znaczenie ma w tym względzie duchowość.
Wróblewski maluje katastrofę, która trwa, Tamara czyni wprawki naśladując różne style. Stojąc przed „Rozstrzelaniami” czy choćby niesamowitym autoportretem przemalowanym z Schielego, dostrzegamy dramat, napięcie, niepokój. Oglądając „dzieła” Łempickiej, widzimy kaprysy celebrytki. (To jej obrazy zdobią sale tajnego baru w „Dawno temu w Ameryce”). Nie ma w niej καταστροφή: przewrotu.
3.
Dziecko odkryło w wakacje nową formę gramatyczną, którą zacięcie zwalczamy w rozmowach. Prawdę powiedziawszy jednak, fascynuje się jej możliwościami.
Może to najlepszy sposób opisu katastrofy naszego świata:
Będzie było.
