Alenteżański. Dziennik z siódmej podróży do Portugalii (II)

We wnętrzu
Pierwszym człowiekiem napotkanym na zupełnym pustkowiu w Alentejo był Amerykanin z nowej Anglii. Przyjechał do Europy, aby zwiedzać kromlechy i dolmeny. Zapewne miał listę, na której odhaczał kolejne megality, bo wyglądał na systematycznego pod tym względem. Spotkaliśmy się po pięciu kilometrach piaszczystego rajdu w interior, w stare oliwkowe sady. Zdradziło go, że sam nam zaproponował zrobienie zdjęcia z menhirem, dokładnie w ten sposób jaki proponowano nam na Moście Manhattańskim.
W Europie naprawdę cenił tylko stare kamienie.
Sztuką jest
Sztuką jest prawidłowo ułożyć nakrycie i sztućce, a więc: talerz denkiem do góry, następnie serwetkę, na niej nóż i widelec. Poprawia, mówiąc w jakimś dalekim dialekcie, niezgrabne gesty obcych, które mu zakłócają spokój upalnego popołudnia. Ostatni goście w pustej restauracji.
Nauczyliśmy się właśnie, że Evora jest rozległym miastem. Ściany domów mają barwę przepiórczych jaj marynowanych w oliwie.
Wieżo z kości
Wraz z rozwojem kultu dusz czyśćcowych, rozwijało się budownictwo z ludzkich kości – informuje tabliczka przymocowana nieopodal ocalałej mumii, jednej z tych, które niegdyś zdobiły wnętrze. Segregowanie kości i układanie z nich wzorów (dajmy na to: kości krzyżowe tworzą gwiazdy wokół czaszek) sprzyjało modlitwie za rozkawałkowanych zmarłych, którzy w tym czasie płonęli, doznając oczyszczenia.
(Módl się nim będziesz tapetą, módl się nim będziesz glazurą, zamiast kinkietu wysuszoną skórą).
Przez zasłonięte okna słychać intensywny śmiech z placu zabaw. W bilecie oprócz kaplicy kości, całoroczna ekspozycja żłóbków.

Śpiący rycerz
Kult świętego Sebastiana był w Portugalii mocno rozwinięty, o czym świadczą zasoby miejscowych muzeów i wezwania kościołów. W odróżnieniu od włoskich mistrzów, według których Sebastian był rozkwitającym nagim młodzieńcem, czasem z pewną nutą frywolnej dziewczęcości, portugalski Sebastião to chłopię, przypominające nieco Romka z komiksów Papcia Chmiela. I próżno w tym chłopięciu szukać gracji: grubo ciosany to trafne określenie.
Wydaje się, że tak naprawdę rzeźbiarze nie przedstawiają wizerunku rzymskiego męczennika. Portugalski młokos ma dwadzieścia cztery lata, to zaginiony monarchia, którego jasne ciało spoczęło – być może – w piaskach marokańskiej pustyni. Dom Sebastião chciał tylko walczyć z Maurami – przedstawia go wikipedia – i to od ich ciosów poległ.
Z Evory
Na dachu katedry pazie żeglarze biją twardymi skrzydłami.
Szyją je z żaglowego płótna, by żwawiej płynąć po równinie.
Mapa geologiczna
Próbowałeś kiedyś życia na Antyklinie? Ty, który pochodzisz z miękkiego lessu?
Antyklina zbudowana jest z marmuru, który sięga głęboko, może i ze sto sześćdziesiąt metrów w dół. Te maleńkie zabaweczki na dnie wyrobisk mają wielkość prawdziwych maszyn.
Oprowadza nas Joaquina, która jest stąd: jej ojciec pracował na kopalni. Nasz marmur – mówi, kierując plasterek skały ku słońcu – jest translúcido, przepuszcza światło.
Większość zdjęć z Antykliny pozostaje prześwietlona.

Klasztor świętego Pawła
Boa tarde – kłania się starszy mężczyzna w ciemnym garniturze, prowadząc pod rękę młodą dziewczynę. Nastrój jest podniosły, długie korytarze opowiadają na biało-niebiesko dwa testamenty i żywoty świętych. Wieczorem dyskretnie zapalają maleńkie lampki naftowe przy drzwiach pokoi.
Zanim hotel, na jasnej górze ponoć lubili nocować królowie, nawet przebywał tu sam zaginiony Sebastian. Opowiada o nich broszura, którą można pobrać z furty, to znaczy recepcji. Tamże ręczniki na okrągły basen.
Zasypiam od ściany, która jest równocześnie ścianą kaplicy.
Z Evora Monte
Nie uwierzysz, patrząc z góry na ten spieczony krajobraz, że tu ciągła walka: winnice na miejscu pól bitewnych, tauromachie w białych arenach doczepionych do miast (och, Erneście!)
Na samym szczycie zamku o czterech basztach w kształcie piaskowych babek i ścianach ozdobionych kokardami, wszystko takie nie do wiary.
(Przy wejściu siedziała kobieta, uśmiechała się nieznacznie i powtarzała po portugalsku, że zamek jest za darmo).
Prawiek
Przychodzą tamci ludzie. Dźwigają wielkie kamienie pod drzewa oliwne, w gęste krzewy cykad. Budują z nich namioty. Ciężkie i chłodne. W Górach Kości.
Nie mamy jak z nimi rozmawiać. Porozumiewamy się poprzez dotyk głazów. Tutaj mają własną nazwę: anta.
Wciąż we wnętrzu
Grubo przed południem mężczyźni już milczeli na rozpalonych placach Redondo. Żylastymi dłońmi z oliwy i wina ściskali mocne papierosy.
Ich wzrok szedł za nami, ale tylko chwilę, chował się z powrotem pod rondem kapeluszy.
Tymczasem kobiety śpiewały radośnie w kościele Manny.

Gwiazdo zaranna
Jeszcze jedna różnica między Północą a Południem: podczas, gdy południowi mistycy posiłkowali się wojskowymi metaforami (por. „Twierdza wewnętrzna” Teresy z Avila), holenderski ojczulek, Jan Cieremans, zwany na Południu Cosmanderem, jezuita, fortyfikacje potraktował całkowicie dosłownie: wyliczył zasięgi kul i tym sposobem zaprojektował ku czci Matki Boskiej Łaskawej fort-gwiazdę na szczycie góry. Ponieważ w swoich wyliczeniach był skrupulatny, a hiszpańskie – tym razem niemetaforyczne – pociski nie imały się jego twierdz, zamówienia od portugalskich królów nadpływały jedne za drugim. Do dziś Hiszpanie mają trudność ze zdobyciem fortu: rodzicom dwójki dziewczynek zagotował się pod górę silnik w oplu.
Nie lubię w zabytkach wojskowych, zwłaszcza takich świeżych, gdzie jeszcze w kazamatach propagandowe freski z czasów Angoli i Mozambiku, i ojczulka Salazara, tego poczucia zbędnej wielkości. Całe szczęście jest coś, co przywraca im właściwe proporcje (niekoniecznie te wyliczone dokładnie przez Cosmandera): gołębie i grube warstwy gołębiego guana w forcie-gwieździe. Gołębie s.ają na wojnę.
W południe
Alenteżanskie miasta mają wysoką gorączkę. Pocą się wodą luso. W obrębie twardych murów są blade od żaru. Jedynie turyści mają odwagę schodzić albo podchodzić uliczkami. Może to zresztą nie odwaga, lecz brawura.

1 Comment