Zaczytuję się tekstem, który pojawił się nagle. Właściwie w niedzielę ogarnął mnie religijny smutek, że rok miłosierdzia przeminął, skończywszy się w Polsce pompą, kolejnym przykładem fasadowej religijności. Rok, w którym rosła nienawiść, w którym szukano kozłów ofiarnych, w którym wyobrażaliśmy sobie Boga jako polskiego bożka. Rok, w którym byłem dalej niż bliżej, w którym myślałem, że trzeba rzucić to wszystko i pomagać tym, którzy są w potrzebie, a potem pomyślałem, że mój fotel jest tak bosko wygodny. Rok, który nic nie zmienił.
A potem przychodzą słowa Franciszka jak balsam. Niewiarygodnie piękne słowa, tak bardzo inne niż te, które wymawia się tutaj, a tutaj wymawia się dużo słów, za dużo słów. To nieprawda, że milczenie jest aktem poddania się, wręcz przeciwnie, jest to chwila siły i miłości (Misericordia et misera, 13) – pisze papież, a ja dochodzę do wniosku, że dawno nikt tak wiele nie zawarł w jednym krótkim zdaniu (21.11.2016).
