Bo tak to już jest, że dla nas liczy się wyłącznie czas, w którym żyjemy, w każdym razie, kiedy jesteśmy dziećmi i nastolatkami, i ważne jest to, kim są ludzie właśnie w tym czasie, a nie to co do niego wnieśli ani skąd (s. 162).
Tej jesieni wszyscy czytają „Jesień”. Dziwne, bo autor bloga zawsze unikał bestsellerów, najświeższych nowości i tego, co wszyscy. Może się zmienił? Może wreszcie zrozumiał, że nie jest wyjątkowy i wobec tego może czytać to, co wszyscy?
„Jesień” po pierwszych stronach mnie rozczarowała, by potem rozczulić, wreszcie zachwycić. Autor układa encyklopedię dla mającej narodzić się córki. Po zeszłym roku zacząłem wierzyć, że istnieje kuwada, że oczekując Dziecka wchodzi się w najbardziej twórczy okres życia, który potem zostaje zapomniany, przykryty jesienną codziennością, tym, że każdego ranka jest tak samo. Wtedy nie jest. Wtedy człowiek czuje się współtwórcą świata, a przez to i innych światów. W „Jesieni” tak właśnie jest. Po raz pierwszy nazywasz rzeczy, które na chwilę przestały być rzeczami tymi, co zwykle.
