
(Henri Matisse, Bonheur de Vivre (Radość życia), 1905-1906, Fundacja Barnes, Filadelfia, źródło: henrimatisse.org)
1.
Dziewczynka usilnie szuka w przedsionku kolczyka, który zgubił się w trakcie ewangelii a może nawet Chwały. Wjeżdża wózek wypełniony kasztanami (ach, to dlatego w okolicy tak ciężko znaleźć coś pod drzewem). Tymczasem autor bloga słucha listu biskupów. Od wyjścia powstrzymuje go ciekawość, gdzie jest kolczyk i ile kasztanów mieści się w wózku dziecięcym.
2.
Tej niedzieli biskupów przyćmiewa jeden ksiądz, co to budował swoją karierę w Watykanie, a teraz, gdy przygotowuje do wydania własną książkę, publikuje manifest i okazuje się, że przez lata swojej kariery prowadził podwójne życie. Nie ma dla mnie różnicy pomiędzy narzeczonym Eduardo a gosposią with benefits – dajmy na to – Wiolą. Za tymi związkami kryje się ta sama hipokryzja, budzą więc podobny niesmak (tyle komentarza autora bloga).
3.
Spacerujemy po Świętokrzyskiej. Jak łatwo się domyśleć procedura jedzenia obiadu w restauracji przypomina nieco procedurę oglądania filmu opisaną tutaj. W pizzerii jest właśnie kolejka A., wobec czego przechadzamy się wzdłuż witryny sklepu z ładnym sprzętem kuchennym. Dziecko przyciąga nieznajomych (o czym było tutaj), tym razem pojawia się starszy pan, trzymający ręce za plecami.
– Też tak nosiłem – mówi, od razu go lubię, bo się wzrusza – ale dziś nawet wnuczka ma dwadzieścia siedem lat. Rozchodzimy się w przeciwne strony, po czym znów trafiamy na siebie przy którejś z donic i on zaczyna opowiadać: o synu i córce, i o lodach w Horteksie po złoty dwadzieścia, i o karetce z Niekłańskiej, a potem patrzy na nas i mówi:
– W tym jest cała radość… – próbuje dobrać słowo na to, co robią ojcowie, ale nie znajduje, może zresztą żadne inne słowo nie pasuje – …macierzyństwa. (Piękne jest w tym zdaniu wyjście poza gender).
(04.10.2015)
