
Ostatnie dni lata. Światło jest już chłodne, ale liście jeszcze żywa zieleń i ciało takie przezroczyste. Powoli nadchodzi jesień. Ciągle mówię o jesieni.
Nigdy jeszcze to, co czytam tak bardzo nie pasowało do tego, jak się czuję. „Na szczytach rozpaczy” Emila Ciorana sugeruje, że istnieje pewien sposób życia, kiedy nie myśli się zbytnio o wielkich rzeczach, a skupia się na rzeczach przyziemnych, to znaczy na życiu. Cioran nazywa ten sposób życiem naiwnym.
Wbrew pozorom wcale nie łatwo nauczyć się tej naiwności. Powiem więcej, wbrew Cioranowi uważam, że życie pozbawione ciągłego sięgania na wyżyny i egzystencjalnych przemyśleń, wymaga wiele wysiłku. Wciąż trzeba odcinać się od wiadomości. Całe szczęście przewijanie i lulanie są czynnościami skutecznie wypierającymi pytania skąd zło i tym podobne.
Nie wiem czemu, ale kiedy odkryłem ten obraz (przy okazji odkrywając istnienie Yiannisa Moralisa), to pomyślałem, że to o wczesnej jesieni. I o tym wszystkim, o czym każe myśleć Cioran, żebyśmy nie byli zbyt naiwni, zbyt zapatrzeni w swoje szczęście.
Muszę jeszcze nauczyć się pisać zwyczajnie o zwyczajnym życiu. Nie bawić się w koloratury, metafory i Bóg wie, co jeszcze. Zapisywać życie, a nie powieść.
(18.09.2015)
