Zuzanna Radzik, Kościół kobiet, Krytyka Polityczna 2015

(Masa Feszty, Święta Filomena, 1961, kościół św. Filomeny, Mugnano del Cardinale, źródło: pinterest.com)

1.

Nim zacząłem czytać, pomyślałem, że moja teoria o zazdrości duchownych o poród (szerzej opisana tutaj) pasuje również do tej książki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy dotarłem do strony 220 i przeczytałem: biskup Monachium odpowiedział jej zdziwiony (…), że mężczyźni mają przywilej bycia księżmi, żeby zrekompensować im niemożność rodzenia dzieci.

2.

Taką książkę całkiem łatwo przekształcić w manifest. Teologia feministyczna, łał! Kobiece liturgie, łał! Bardzo jestem wdzięczny, że takiej pokusie nie ulega autorka, pozostając rzeczową i krytyczną. Opisuje swoje wątpliwości, które, zresztą, są po części również moimi wątpliwościami. Zastanawia się wciąż, patrz podsumowania każdego rozdziału, czy jej rozmówczynie nie trafiły na manowce. Wolę wahanie od pewności.

3.

To jest zaskakujący rozdział, ten, w którym mowa o Kościele w Indiach. Istnieje bowiem episkopat, który wydaje dokumenty mówiące o gender, zwalczaniu przemocy wobec kobiet, języku wrażliwym na płeć. Coś, co w polskim Kościele traktowane jest – w najlepszym razie – jako wynaturzenie (jak się poczyta biskupie listy i kazania), tam znalazło swoje miejsce w oficjalnym nauczaniu. Trochę czytelnik odczuwa wstyd, że indyjscy biskupi rozumieją więcej niż ci znad Wisły. 

4.

Autorka kilkakrotnie o tym wspomina. Wszystko jest pięknie: wychodzimy do potrzebujących, idziemy na margines, ale czym się różnimy – dopytuje Franciszek – od organizacji pozarządowej? Przypadek amerykańskich zakonnic, których biuro mieści się koło Kapitolu: sekretarki, stażyści, obroty. Mimo wszystko jakąś większą sympatię czuję do nieszczęsnych betanek niż do sióstr, które w pogoni za nowoczesnością, zrzuciły habity i jeżdżą po kraju autobusem, prowadząc kampanię na rzecz Obamacare. Zuzanna Radzik podpowiada, że zabrakło im modlitwy. Może ja również jestem zaściankowy, w dodatku mężczyzna, co dyskwalifikuje mnie na wstępie, ale moment, w którym Kościołowi zaczyna brakować kontemplacji, wydaje się być momentem, w którym przestaje być on Kościołem. 

5.

Kiedy czytam o kobiecych liturgiach (wychwalanie naszego ciała w takich doświadczeniach jak menstruacja, kierunki świata i ich omadlanie, rytuały online), które wywodzą się z kobiecych poszukiwań swojego miejsca w Kościele katolickim, to myślę: ślepa uliczka. Każda taka próba uprzymiotnikowienia Kościoła kończy się porażką, popadnięciem w partykularyzm albo sekciarstwo. Kościół jako narzędzie walki: kobiet z mężczyznami, biednych z bogatymi albo Polaków z całym światem.

Kościół kobiet, ten, o którym pisze Zuzanna Radzik, w jej książce bardzo przypomina polski Kościół. Jest podobnie zajęty wyłącznie własnymi wizjami i interpretacjami, odrzucając wszystko, co nie jest po jego myśli. Różnica tkwi w szczególe: dla jednych Chrystus powinien być kobietą, dla drugich – Polakiem.

Dodaj komentarz