
Pierwsza przyczyna
Przyszedłem dzisiaj do pracy tylko dlatego, że została w niej książka, którą czytuję w autobusach, budząc przy tym (okładka z półnagą kobietą z pchłą) konsternację wycieczek szkolnych. Opowiadam potem A. co lepsze kawałki, a wszystkie one – mięso (książka to „Historia ciała”).
Pierwsza kawa
Pod znajomą kawiarnię podjechała czarodziejska furgonetka z ciastami i tortami. (Ach, jaką oni mają bezę!) Przyznam, że zupełnie inaczej ją sobie wyobrażałem (róż, biel i błyskotki?), a już szofer (z Bemowa!) w szarym drelichu niosący plastikowe skrzynki nie miał w sobie nic z wróżki obdarzającej spragnionych sacharozą.
Montreal (po raz pierwszy)
Czytałem wczoraj (no bo zapomniałem z pracy książki) świetny artykuł „Leonard Cohen’s Montreal” (tutaj). To tekst o mieście a nie o samym Cohenie, wypełniony melancholią i nostalgią za tym, co minęło, za Montrealem ich młodości, który zniknął tak jak mają w zwyczaju znikać miasta młodości. Bardzo poetycki, tak, że wyobraziłem sobie Montreal, podobny zresztą do miasta na literkę B. w owych czasach (tu i tu nad miastem góruje bazylika). Utracone ziemie zachodniego katolicyzmu. Oczywiście potem pomyślałem o Lu., który minął i o tej zaskakującej właściwości miast, że gdy je opuszczamy, to nigdy do takich samych już nie powrócimy.
Montreal (po raz drugi)
(Po raz kolejny w kwestii cudów). Szczególnie wzrusza mnie w tym artykule wiersz A. M. Kleina „Kalecy”. Pisze o Kleinie autor mniej więcej tak: wolnomyślny Żyd, spoglądający do wnętrza bazyliki św. Józefa (tej górującej nad miastem), składający precyzyjnie angielskie słowa, aby wyrazić własną zazdrość o katolicką, francuską pobożność. Znowu – myślę – te utracone ziemie zachodniego katolicyzmu (piwnice ze świętymi w „Inwazji barbarzyńców„).
Oni wiedzą, oni wiedzą, że ich obawy
i ortopedie nagle znikną, i znów oni
staną na nogi.
Odjedźcie puste wózki,
Odskoczcie spod pach kule!
A ja, który miałem kiedyś wiarę jak oni,
a teraz już jej nie mam, czy nie bardziej kalekim?
(13.03.2015)

1 Comment