Julio Cortázar, Książka dla Manuela, Muza 2010

 

Andrés ułożył się obok Francine, nakryli się do pasa, idealny sarkofag etruski (s. 327) 

Z początku to dość niechętnie przychodziło mi czytanie zdań. Myślałem sobie, że proza też może się zestarzeć i ta się właśnie zestarzała. Ale ja nie jestem do prozy przyzwyczajony, nawet bardzo nie jestem, więc miałem prawo protestować, ale potem mi przeszło

gdy się człowiek nachyli nad językiem i ten język tak mu się spodoba w tej swojej innej formie, że taki roztrzaskany, taki we fragmentach jak rzeczywistość. I to też zasługa nie autora, ale tłumaczki, Zofii Chądzyńskiej, bo na przykład polski język seksualny jest skromny, ale tutaj okazuje się, że można z nim wyczyniać prawdziwe cuda drżące i drażniące językiem, tak jak słowo „seks”, które tutaj nie jest opisem czynności a opisem części ciała.

I te fragmenty, ta zabawa językiem, poszukiwanie jego możliwości przecież to też jakiś jest kontekst Edwarda Stachury, zupełnie pominięty w ostatniej biografii. A przecież on i w Meksyku, i w Paryżu, i czytał to zapewne. Ten sposób narracji, urwany, wielostronny, gubiący narratora czasem.

A jak czytam o drace, to akurat w Paryżu zamach i znowuż ci rewolucjoniści. I można się zastanawiać, co wtedy czyta Jorge Bergoglio, Argentyńczyk, o czym myśli. Można się w tych fragmentach doszukiwać różnicy między naszym widzeniem świata i naszą wrażliwością (choć Ludmiła z książki jest Poleczką) i ich latynoamerykańskimi odpowiednikami. Ale jeśli nawet nie czytać całości – pominąć opisy tortur, te o których pisałem, gdy bawiłem się w naukowca – to warto dla tego momentu przeczytać, widoku na cmentarz z hotelowego pokoju:

Zatkałem jej ręką usta, żeby nie krzyczała, nadzy wyszliśmy na balkon, zmusiłem ją, by podeszła do samej balustrady, by w sinym świetle nieba nad Montmartre’em zobaczyła krzyże i nagrobki, znieruchomiałą geometrię grobów. Chyba krzyknęła, więc znów zatkałem jej usta, poczułem, że mi się osuwa w ramionach i przytrzymałem ją nad balustradą, zawieszoną nad cmentarzem, spijającą każdy krzyż i każdy kawałek kutego żelaza, to całe kretyńskie uwieńczenie naszej pierwotnej czy pierworodnej nędzy (s. 329). Zachwyt.

Dodaj komentarz