Dziennik. Rozmowa w katedrze

Szarówka wciskała się pod płaszcz. Wyszedłem po kawę a tu nieprzyjemne zimno. Patrzę, idą. W kurtkach jak na Annapurnę, z Trębackiej, ona i on, ośnieżone brody, ręce w grubych czarnych rękawicach, papieros w zębach, Hiszpania, może Portugalia.

Wiatr duje od pałacu. – Sorry – wołają przez zziębnięte zęby, więc półszeptem. Ludzie uciekają, bo od obcych w taki mętny dzień się ucieka. Zawracam, o co chodzi. Wtedy zadają najmniej spodziewane pytanie:

– Którędy do katedry?

 

Dodaj komentarz