Gaja i Jacek Kuroniowie, Listy jak dotyk, Ośrodek Karta 2014

(źródło: Ok. 1980, Warszawa, Polska Jacek Kuroń z żoną Gają (Grażyną). Fot. NN, zbiory Ośrodka KARTA (z archiwum rodzinnego Jacka Kuronia); http://foto.karta.org.pl/fotokarta/OK_012129.jpg.php)

Szczęście mają ci mali patrioci z petardami, co maszerują Poniatowskim, i nie musieli w życiu wybierać między ukochaną, umierającą żoną, która stanowiła sens istnienia a więzieniem za Polskę. Oni, tacy fajni, pewni i bez wątpliwości, zapewne nie potrafiliby zrozumieć słów: bo kiedy Ciebie boli, bo kiedy cierpisz, to ja chromolę ojczyznę i wszystkie idee (s. 286). A po tym wszystkim, w osiemdziesiątym dziewiątym, jeszcze umieć wybaczyć i nie chcieć zemsty.

Listy Gai i Jacka Kuroniów należy czytać. Są zapisem miłości mocniejszej od śmierci, ocierania się o Absolut (s. 296). Powinny stać się lekturą dla tych, którym miłość pomyliła się z anatomią i fizjologią, w dzisiejszych czasach, gdzie życie uczuciowe tłumaczy się jako życie seksualne – w dodatku – dzikich. Można się z nich uczyć, czym jest bliskość, tęsknota, co to znaczy kochać (i niech jeszcze któryś biskup powie, że uczucia wyższe przynależą tylko wierzącym…). To jedno z najpiękniejszych wyznań miłosnych w języku polskim.

Listów Gai i Jacka Kuroniów nie należy czytać. One są naprawdę listami miłosnymi, intymnymi i pełnymi wyznań. Choć ich autorzy dobrze wiedzą, że przeczytają je inne oczy, to jednak sądzą, że to oczy cenzorów a nie wieczornych czytelników literatury popularnej. Narażają się na śmieszność miłością tak wielką, że prawie jej się nie da dzisiaj, w naszych płytkich czasach, wyobrazić.

(Nie wiem czemu, ale mnie rozkleja.)

Dodaj komentarz