
Wstęp: rzecz dzieje się po raz kolejny w społeczeństwie postreligijnym, stąd człowiek musi sobie radzić sam.
–
W pewnym momencie brakuje nam języka, nie potrafimy mówić o nas, o sobie, zadowalamy się prostymi zdaniami, kto będzie zmywał a kto będzie sprzątał. Nawet możesz z kimś się przyjaźnić tak bardzo, bardzo, a i tak nie wiesz jak to powiedzieć. Ci których dotknęło nieszczęście są zawsze samotni (pisze Zbigniew H.), każdy w swojej własnej skali. „Hotel” to właśnie film o nieumiejętności opowiedzenia o tym, co nas spotkało.
Taki moment, kiedy miałeś cudowny plan na życie a okazało się – jak u Eriki (przejmująca swym dramatyzmem, wielka rola Alicii Vikander) – że będzie inaczej.
Nie wiem, w którym momencie, ale chyba w scenie, gdy po raz pierwszy wszyscy: Erika, Pernilla, Ann-Sofi, Rikard i Peter wchodzą do swoich hotelowych pokojów i zaczynają pić wino w oknach i wyjadać orzeszki z mini-baru, powiedziałem sobie, że to mój film. Opowieść intymna, którą noszę, gdzieś w środku i nikomu nie powiem. Bo tego się nie da opowiedzieć.
Nie bać się bólu. To uczyni Erika w tej scenie z szybą w hotelowym pokoju. Nie bać się życia takiego, jakim jest, jakim się stało.
To nie jest kino łzawych wzruszeń i prostych odpowiedzi, ale to jest bardzo piękny film. Ostatni raz chyba w ten sposób poruszyło mnie „W kręgu miłości”.
(Dopisane: Chciałbym poznać tego krytyka, który opisał film – zwiastun to powtarza – jako zaskakująco zabawny i niezobowiązujący).
Słowa klucze: szczotka do czyszczenia grilla, Majowie
(A. ocenia na 4,0, ale nie chce już więcej „Hotelu” oglądać; ja na maksymalne 5,0 i zapisuję do filmów koniecznych. Bonusowo oceniają M.: 4,5 oraz S.: 3,5).

3 Comments